Włodawa
Skrzypce Edmunda Brożka

Gdy miałem zaledwie kilka lat, podpatrywałem wiejskich muzykantów w mojej rodzinnej miejscowości- Dominiczynie- wspomina 91- letni mieszkaniec Włodawy, Edmund Brożek. - Muzykowali bracia Chutkowscy: Jan i Stanisław z ojcem Julianem. Słuchałem ich gry na skrzypcach i trąbce. Wręcz zadrościłem tej umiejętności gry”.

Reklama

Dlatego jako mały chłopiec, sam zaczął przymierzać się do grania, zaczynając od samodzielnego wykonania instrumentu, najpierw z deski, potem sklejając z płyty. Struny naciągał z kabli niemieckich- dobre były do dźwięku „e”, natomiast polski kabel służył jako budulec dźwięku „a”, był nieco grubszy. Skręcając dwie struny, wychodził dźwięk „d”, do „g” potrzebny był kabel miękki, metalowy. Jego instrumenty były coraz lepsze, a ojciec widząc jego zapał, kupił któregoś dnia skrzypce synowi. Wprawdzie była to samoróbka, skrzypce wykonał stolarz, ale wystarczająco zadowoliły Edmunda. Podczas niemieckiej okupacji pobierał nauki u Piotra Sidoruka z Kopiny, który miał wykształcenie muzyczne. Ten wiejski skrzypek przebywał w domu Brożków przez dwa zimowe tygodnie. W tym okresie nauczył się młody Edmund kilku utworów, które do dziś pamięta. Były to: „Walc malinowy”, fokstrot, który nazwał „Piotrusiem” od imienia swojego mistrza i do dziś go grywa, czy „Marsz defilada”. „Pisał mi nuty, a ja przygrywałem- opowiada.- Po kilkuletniej przerwie, gdy miałem może 13 lat, chodziłem do Wytyczna, przez zimę, do muzyka Wacława Cieszko. Była to, muszę przyznać, zasługa mojego ojca, który grał na organce, ale bardzo lubił skrzypce. Ojciec opłacił moją naukę gry na tym instrumencie. Nauczyciel pisał mi dwa utwory na każdy tydzień, ale ja dopytywałem go o jeszcze inne utwory, dodatkowe. Poznałem wtedy dość dużo lekkich utworów, a także m.in. „Walc zakochanych” i „W lesie nas troje”. Gdy poszedłem do partyzantki, znów była przerwa w graniu...

 

Gra w zespole

 

Brożek wspomina wesele z 1940 lub 1941 roku. „Gdy grałem z zespołem na weselu u sąsiada Jana Hoszczaruka, Hoszczaruk też był obecny. Był to zamożny człowiek, członek ZWZ. W trakcie gry, a byłem najmłodszym muzykiem, włożył mi do kieszeni 10 zł, a była to duża suma. Koledzy z zespołu nie pozwolili, aby dzielić te pieniądze, stwierdzili, że cała suma powinna należeć do mnie. Była to dla mnie radość i zachęta”. Na weselach grało się przede wszystkim marsze, zarówno podczas błogosławieństwa, wtedy też płynęło Vonicrato, które- gdy było ładnie zagrane- sprawiało, że goście weselni płakali. Muzykanci, zaproszeni na wesele, jako pierwsi zajeżdżali do domu pana młodego, byli obecni, gdy furmankami zajeżdżano do panny młodej. W drodze do domu weselnego grano np. Marsz varaga, Marsz strzelecki, Antaleria, Titanic. Na przyjęciu grano także muzykę ludową, oberki, mazury, polki, sztajerki. Podczas zabaw tanecznych dominowały takie utwory, jak „Czarna reczka”, „Poleciała przepióreczka w proso”, „Owczarek”. W domu weselnym było dużo przyśpiewek, ale na pierwszym planie zawsze w tamtym czasie były skrzypce. „Mieliśmy niezły zespół, (choć lepszy był włodawski zespół żydowski Szpilman, z którym konkurowaliśmy), były skrzypce, kornet i bęben. Wracając z wesela, wstępowałem zawsze do ojca, który był chory i leżał w łóżku. Ojciec czekał na swoj ulubiony utwór: walc „Nurt Wisły”... W latach okupacji Edmund Brożek nie tylko grał, ale także handlował instrumentem, pragnąc kupić coraz lepsze, o doskonalszym dźwięku skrzypce. Pierwsze skrzypce zakupił po tym, gdy przed jednym weselem wywiązała się bójka, a jemu niechcąco wytrącono instrument z rąk i połamano. Jako młody chłopak grał solo także na chrzcinach. Do dziś z uśmiechem wspomina, jak dróżnik Kruglej, który lubił zabawy, przenosił go na drugą stronę rzeki Włodawki, między Łowiszowem a Dominiczynem. Dzięki temu ten mały muzyk miał szansę zagrać na skrzypcach na wiejskich zabawach.
 

Reklama____________________________________________________________
Zakupy we Włodawie
    
 
Tel. (w godz. 7-22) 535 - 145 - 015
 

do domów, biur, warsztatów itp.
   

BEZPŁATNIE PRZYWOZIMY

___________________________________________________________________

 

 

Ze skrzypcami w czasie wojny

 

Edmund Brożek zapamiętał dokładnie niektóre fakty z życia w partyzantce, także te dotyczące muzykowania. 4 lutego 1943, gdy grał na skrzypcach ze Stanisławem Chutkowskim, na weselu w Żdżarce u Wiktora Tomaszewskiego, miały miejsce aresztowania. Obecny na weselu wójt Hańska, Michaił Koszczuk, „pogromca pierwszej konspiracji”, jak określa go Brożek, rozkazał otoczyć z daleka zabudowania domu weselnego. Sam wójt, obecny na weselu, obserwował gości weselnych. W pewnej chwili na jego rozkaz rozpoczęły się aresztowania, w trakcie zabawy. Edmunda Brożka schowano, ale gdy usłyszał- po schwytaniu niektórych osób i po odnalezieniu pod żłobem kryjówki ślusarza, również obecnego na przyjęciu- słowa skierowane pod swoim adresem: „Gdzie ten drugi muzykant?”- pokazał się. Wielu wówczas aresztowano, Brożka jako najmłodszego, i wywieziono do „kozy” do Hańska. Przesłuchiwano w biurze wójta. „Ojciec mój, gdy dowiedział się o tym, obawiał się, że mogę zdradzić naszego krewnego Józefa Klaudę z ZWZ i rozpoczął zabiegi, aby mnie uwolnić. Rzeczywiście podczas przesłuchania pytano mnie o Klaudę. Uratowała mnie karta potwierdzająca, że jestem pracownikiem we dworze w Wytycznie. Po miesiącu zostałem zwolniony”.

W 1944, gdy wróciłem z paryzantki, na lotnisku w Heleninie Sowieci zwoływali do wyrównywania terenu. Choć grałem jeszcze nie dość dobrze, przygrywałem pracownikom... ”- opowiada.

 

Hebanowy smyczek

 

We wczesnej młodości spotkał się także ze skrzypcami cygańskimi, które były w posiadaniu jego nauczyciela Cieszko. Kiedyś instrument ten posiadał dwa głośniki, które zostały zdjęte. „Był to bardzo dźwięczny instrument, głośny jak klarnet. Gdy pewnego dnia złamał się, a dobry stolarz go pokleił i nadal był używany, wciąż grał dźwięcznie”. Edmund Brożek przykładał dużą wagę nie tylko do muzyki, ale także techniki gry. „Na początku miałem smyczki z deszczułki, z czasem stolarz Grzesiuk skonstruował mi lepszy smyczek. Włosień zdobywało się wtedy w taki sposób, że podpatrywało się siwego konia, który miał biały ogon i ukradkiem wyrywało kilka promyków, albo – udać się trzeba było na jarmark, tam konie były w hołoblach, nie było obawy, że taki koń kogoś kopnie, gdy wyrywało się włos. Do dziś mam w zapasie taki włosień”. Zdarzyło się, że zdobył też smyczek hebanowy. „Hebanowy smyczek był bardziej wartościowy od samych skrzypiec. Nie miał wprawdzie włosienia, ale nie chciałem go sprzedać za oferowane mi duże sumy pieniędzy. Trzeba było zdobyć włosień, naciągnąć i posmarować samodzielnie wykonaną - z żywicy i odciśniętą w formie ziemniaka- kalafonią. Pożyczyłem jednak raz ten smyczek i nieszczęśliwie wrócił do mnie połamany”. Złamany przy główce, po rekonstrukcji sprawiał grającemu pewien dyskomfort. Była więc radość z posiadania cennego przedmiotu, a potem smutek i łzy. Edmund Brożek, muzykujący od lat, biorący udział przy okazji różnych uroczystości, zdobywca nagród nawet na kazimierskim festiwalu, wie, jak ważne jest naciąganie smyczka, ułożenie rąk przy grze na skrzypcach... Posiada również umiejętność transpozycji, czyli przenoszenia zaznaczonych nut wyżej lub niżej na pięciolinii. „Transpozycję pokazał mi Jan Markowski, chociaż samodzielnie doszedłem do tej umiejętności. Początkowo próbowałem na saksofonie altowym, później tenorowym. Teraz piszę nuty kolegom”.

 

Skrzypce i saksofon

 

W pewnym momencie przeszedł na grę na saksofonie. Było to w latach 70-tych. Gdy został zwerbowany do zespołu muzycznego w Okunince do Jana i Edwarda Markowskich, pozazdrościł właśnie tego instrumentu, który był rzadkością. „Kupiłem więc saksofon, zaczęto się ze mną wtedy „liczyć”. Grałem w zespole, który składał się z harmonii 5-rzędówki, bębna, skrzypiec i saksofonu”. Gra na skrzypcach pozostała pasją do dziś.
Joanna Szubstarska
http://www.wlodawa.info.pl/

stat4u PortalPOLSKA.pl