Wiele miast (374)
Jare Święto: narodziny nowego życia

Po długiej i mroźnej zimie niezwykle ważną uroczystością dla dawnych Słowian było święto wielkiego dnia oraz wielkiej nocy, które rozpoczynało się w równonoc wiosenną. Począwszy od 21 marca, odprawiane wtenczas obrzędy trwały przynajmniej kilka dni, przy czym wiele z nich przetrwało aż do dziś. Jak nasi przodkowie czcili Wielką Noc? Co mają z tym wszystkim wspólnego Marzanna i Śmingus-dyngus?

Reklama
W kulturze słowiańskiej kilkudniowy cykl obrzędowy, który symbolizował przepędzenie zimy oraz powitanie wiosny, nazywano niegdyś Jarym Świętem, Jarymi Godami albo wiosennym świętem Matki Ziemi. Uroczystości te zaczynały się w pierwszą niedzielę po równonocnej pełni księżyca i były poświęcone narodzinom nowego życia.

Jare Święto obchodzono w gruncie rzeczy na wiele sposób. Same atrybuty towarzyszące ludziom podczas obrzędów, o jakich będzie jeszcze mowa, miały specyficzny wydźwięk – wnosiły do domostw tajemniczą moc, a także niezmożoną energię płynącą z radości życia. Miały tym zapewnić danej rodzinie urodzaj oraz powodzenie w rozpoczynającym się roku. Z powodzeniem można zatem uznać, że pierwotnie obchody tego święta wiązały się z rozmaitymi, bardzo magicznymi ceremoniami.

W tym miejscu należy wyjaśnić pewną kwestię sporną, albowiem współczesne uroczystości Wielkiej Nocy nie są typowo chrześcijańskim świętem, jak zwykło się uważać. Prawda jest taka, że niniejsze obrzędy poświęcone były Rodowi, zaś ich korzenie sięgają rodzimej, słowiańskiej tradycji. Przez stulecia reprezentanci kościoła rzymsko-katolickiego starali się wyplenić je z polskich ziem. Były one jednak na tyle mocno zakorzenione w świadomości Słowian, że okazało się to niemożliwe. Ostatecznie, tradycje wielkanocne zostały zasymilowane z obrzędowością chrześcijańską.

Palenie i topienie Marzanny

Jednym z najważniejszych rytuałów Słowian było przepędzanie zimy w równonoc wiosenną za sprawą topienia i palenia słomianej kukły. Marzanna, gdyż tak ją nazywano, miała na sobie zazwyczaj białe, płócienne ubrania (symbolizujące śnieg), a na głowie uplecioną z gałęzi głogu koronę. W taki oto sposób przyozdobioną personifikację bogini najmroźniejszej pory roku oraz śmierci obnoszono wokół wioski. Obchodom tym towarzyszyły zawsze głośne śpiewy, trzaskanie z batów, używanie grzechotek czy innych rytualnych instrumentów, co miało spowodować szybsze odegnanie zalegającego jeszcze w niektórych miejscach śniegu. Kulminacyjnym momentem uroczystości było jednak palenie, a następnie utopienie kukły w rzece. Dopiero po tym akcie uroczyście ogłaszano koniec zimy i nadejście wiosny.

Co ciekawe, nawet w czasach obecnych, w wielu miejscowościach Polski zwyczaj palenia oraz topienia Marzanny jest dalej praktykowany. Podtrzymywaniem tej tradycji zajmują się głównie dzieci i młodzież, lecz robią to raczej z racji zapewnienia sobie atrakcji w dzień wagarowicza, aniżeli faktycznego pragnienia przegnania zimy.

Wiosenne porządki, drobne rytuały oraz malowanie jajek

Po symbolicznym spaleniu, a następnie utopieniu Marzanny, rozpoczynały się przygotowania do obchodów wiosny. Dokładnie sprzątano, porządkowano i wietrzono wtenczas domostwa. Kobiety zajmowały się ponadto wypiekiem kołaczy oraz ciasta podpłomykowego czy zbieraniem wierzbowych (lub leszczynowych) witek pokrytych pąkami bazi.

Do bardzo ciekawych rytuałów należało niegdyś obchodzenie zagród w przedświąteczny wieczór i okadzanie każdego ich zakątka. Miało to na celu przepędzenie złych mocy, które mogły znaleźć w nich schronienie podczas mroźnej zimy.


Po dzień dzisiejszy zachował się obyczaj malowania jajek, które dla dawnych Słowian były symbolem życia, płodności, a także zapewnieniem magicznej siły witalnej.

Gospodarze toczyli je po grzbietach swoich domowych zwierząt – wierzyli bowiem, że dzięki temu zapewni się im dobre zdrowie i dorodność.

Śmingus: zwyczaj przeganiający licho

Kiedy przygotowania do obchodów wiosny dobiegły końca, następnego dnia obchodzono Śmingus. Ten nietypowy rytuał polegał na wzajemnym uderzaniu się baziami, co miało na celu wygonienie z człowieka złego demona, który personifikował nieszczęście, zły los oraz choroby – licha. Ludzie zostawali przeto oczyszczeni i powracał do nich wigor.

O zmierzchu mieszkańcy udawali się na święte wzgórze, czyli na najbliższe wzniesienie od ich miejsca zamieszkania, gdzie rozpalali ofiarny ogień oraz urządzali ucztę połączoną z zabawą. Radośnie wówczas śpiewano, tańczono, obdarowywano się kraszankami, a nawet zajmowano wróżeniem z rozmaitych znaków i przepowiadaniem przyszłości.

Dyngus: oczyszczająca moc wody

Kolejnego dnia o świcie obmywano się w pobliskich rzekach. Wierzono, że woda zmywa oraz oczyszcza nie tylko samo ciało człowieka, lecz również jego duszę. Co ciekawe, obrzęd ten miał dodawać sił witalnych zarówno ludziom, jak i zwierzętom – tak, jak deszcz przyczyniał się do rozkwitania roślin.

Wieczorem natomiast udawano się na groby zmarłych, a także zanoszono im strawę. Resztki jadła zakopywano w miedzi, aby zwiększyć tym płodność ziemi. Na sam koniec sadzono zaś młode drzewka, a w ich korzeniach zakopywano kawałki świątecznego kołacza.




A.M. Phoenix - Alicja Paluch

www.TwierdzaWyobrazni.pl

stat4u PortalPOLSKA.pl