Wiek emerytalny, przyjęcie euro i kwota wolna od podatku - to te z gospodarczych postulatów, o których w kampanii prezydenckiej jest najgłośniej. Money.pl sprawdził, jakie zdanie mają i ile obiecują obaj kandydaci w kwestiach ekonomicznych.
Znacznie bardziej rozrzutny jest Andrzej Duda. Jego deklaracje wyborcze kosztują około 70-80 miliardów złotych, czyli prawie jedną czwartą wszystkich dochodów budżetu państwa. Jak wylicza portal Money.pl, to mniej więcej tyle, ile wystarczyłoby na zakup 500 składów Pendolino czy wybudowanie 35 Stadionów Narodowych. Z kolei w obietnicach Bronisława Komorowskiego ciężko dopatrzyć się konkretów. Trudno więc mówić o jakiejkolwiek wycenie jego obietnic.
Wiek emerytalny. Duda za obniżeniem
Kwestia emerytur i wieku, w jakim Polacy będą mogli na nią przejść, to jeden z najgorętszych tematów trwającej kampanii.
- Podniesienie wieku emerytalnego było wielką niesprawiedliwością - to wymaga zmiany! Jeśli zostanę prezydentem Rzeczypospolitej, przywrócę poprzedni wiek emerytalny - zapowiedział podczas konwencji Andrzej Duda. Później wielokrotnie powtarzał swoją obietnicę, na przykład podczas telewizyjnej debaty przed pierwszą turą wyborów.
- Spełnienie tej obietnicy kosztowałoby polski budżet 15 miliardów złotych rocznie - szacuje w rozmowie z Money.pl Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, ekonomistka Konfederacji Lewiatan. Według jej wyliczeń taki koszt byłby realny, gdyby połowa pracowników, którzy zyskaliby na nowo prawo do emerytury (a więc są w takim wieku, że teraz nie mogą na nią przejść, a po obniżeniu mieliby do tego prawo) zdecydowało się na rezygnację z pracy. - Jeśli założylibyśmy, że właśnie tak na obniżkę wieku zareagują wszyscy uprawnieni, to koszt byłby dwukrotnie wyższy i wyniósłby 30 miliardów rocznie.
Jeszcze dalej idzie w tych szacunkach zapytany przez nas prof.
Marian Noga. -
Osiemdziesiąt procent Polaków, którzy przekroczyli wiek emerytalny, chciałoby dalej pracować i zarabiać, a tylko 20 procent z nich zdecydowałoby się na odpoczynek - twierdzi były członek RPP. -
Po co więc cofać reformę emerytalną dla tych 20 procent ludzi? To tak naprawdę niewiele zmieni, a tylko obniży wysokość wypłacanych obecnie świadczeń i wydrenuje nasz budżet o kolejne miliardy złotych.
Komorowski proponuje staż pracy
Obecnie urzędujący prezydent, który podpisał przecież ustawę podwyższającą wiek emerytalny, krytykuje kontrkandydata za populistyczne postulaty. - Jeżeli mówią: cofnijmy wiek emerytalny, to znaczy, nie mówią starszym osobom, że to oznaczałoby zmniejszanie się emerytur. Natomiast młodym nie mówią, że trzeba będzie odprowadzać większą składkę z tytułu utrzymania emerytur starszego pokolenia. Tego nie mówią, bo to jest szkodliwe wyborczo - twierdził w rozmowie z Informacyjną Agencją Radiową.
Komorowski ma jednak inny pomysł na ulżenie w pracy najstarszym obywatelom. Pomysł prezydenta zakłada, że kryterium decydującym o momencie przejścia na emeryturę byłby nie wiek, ale staż pracy. I tak uprawnienia emerytalne uzyskaliby mężczyźni po przepracowaniu 40, a kobiety - 35 lat. Propozycja jest też popierana przez związkowców z "Solidarności".
-
Nie byłabym przeciwko takiemu rozwiązaniu, natomiast wolałabym, żeby najpierw przeanalizować koszty takiej zmiany i jej przełożenie na stan finansów publicznych - komentuje Starczewska-Krzysztoszek. -
Faktem jest, że wydłuża się średnia życia w Polsce i w związku z tym pracować też powinniśmy dłużej. Lepszym rozwiązaniem od rzucania konkretnego stażu pracy byłoby stopniowe dostosowanie go do średniej wieku, na przykład wskaźnikiem procentowym.
Kwota wolna od podatku
Polska pod względem kwoty wolnej od podatku jest na szarym końcu wśród krajów UE. Od siedmiu lat jest to zaledwie około 750 euro. Zwolennikiem podniesienia limitu jet Andrzej Duda. - aN początku powinna ona wynosić przynajmniej 8 tysięcy złotych, a następnie trzeba stopniowo podwyższać ją jeszcze mocniej - deklarował wielokrotnie.
- Nie ulega wątpliwości, że kwotę wolną od podatku trzeba podnieść - przyznaje w rozmowie z Money.pl Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek. - Przestrzegałabym jednak przed gwałtowną zmianą, bo może ona bardzo negatywnie wpłynąć na finanse publiczne. Koszty takiej decyzji opiewałyby na około 14 miliardów złotych. Pamiętajmy jednak, że 80 procent kwoty wróci do gospodarki. Zatem realny koszt netto dla polskiej gospodarki wyniósłby około 10-11 miliardów złotych rocznie.
Postulaty dotyczące tego aspektu ostro krytykuje Bronisław Komorowski. -
Kwota wolna od podatku jest pożądana i wartościowa z punktu widzenia pobudzania rynku i mechanizmu zachęty do zarabiania pieniędzy i od tej strony powinna być rozpatrywana. Natomiast jeżeli to robią kandydaci na prezydenta, to jest to dziwne - argumentował w rozmowie z radiem TOK FM. - Prezydent z mocy konstytucji nie podpisuje budżetu, nie ma prawa go wetować.
Przyjęcie euro
Wspólna waluta to trzeci z najgorętszych aspektów kampanii wyborczej. Temat dość szybko ucina urzędujący prezydent, który nie chce wypowiadać się w tej kwestii. - Zapowiedziałem odsunięcie debaty o kwestiach euro na czas po wyborach parlamentarnych, dlatego, że szkoda bić pianę. Nie ma możliwości wejścia Polski do strefy euro w tej chwili, dopóki Polska nie spełni kryteriów - mówił Komorowski jeszcze w marcu w rozmowie z Radiem Zet.
Dużo więcej o wprowadzeniu euro mówi w kampanii Andrzej Duda. - Moje zdanie jest takie, że to nie powinno mieć miejsca do czasu, gdy sytuacja gospodarcza w naszym kraju, a w efekcie poziom życia Polaków, nie będzie na takim poziomie, jak średnia w zachodnich krajach UE - deklarował w marcu. - W tej chwili taka decyzja jest dla Polski niekorzystna.
Z postulatami o niewprowadzenie wspólnej waluty nie zgadza się prof. Marian Noga, którego zdaniem euro może być sposobem na ściągnięcie emigrantów z powrotem do Polski. -
Ludzie, którzy w ostatnich latach wyjechali za granicę, nie chcą wracać między innymi ze względu na płynny kurs walutowy - twierdzi były członek RPP w rozmowie z Money.pl. -
Gdyby w Polsce było euro, to emigranci mogliby wrócić, bo nie musieliby patrzeć na kurs złotego i zastanawiać się, czy w tej chwili opłaca im się powrót.
Czy i jak pomagać frankowiczom?
Skok kursu franka wstrząsnął rynkiem walutowym w połowie stycznia. Od tego czasu szwajcarska waluta się osłabiła, podobnie jak szum wokół frankowiczów. Co jednak w przypadku, gdyby taka sytuacja się powtórzyła? Tu konkretniejszy w formułowaniu rozwiązań jest obecnie urzędujący prezydent. Komorowski opowiadał się za wsparciem dla osób, mających czasowe problemy w spłacie kredytów mieszkaniowych. O sytuacji zadłużonych rozmawiał z prezesem Narodowego Banku Polskiego Markiem Belką i ministrem finansów Mateuszem Szczurkiem.
Prezydent poparł też stanowisko Związku Banków Polskich, który opowiadał się za zmniejszeniem spreadów, czyli różnic pomiędzy kursem kupna i sprzedaży walut. Opowiedział się też za tym, że banki nie powinny zmuszać spłacających kredyty do dodatkowego ubezpieczania nieruchomości, jeśli wartość mieszkania jest niższa niż wartość kredytu. Zaproponował też stworzenie funduszu restrukturyzacji kredytów hipotecznych.
Znacznie mniej aktywny był w tym temacie Andrzej Duda. Kandydat PiS wypowiadał się co prawda w kontekście frankowiczów, ale nie potrafił zaproponować konkretnego rozwiązania dla zadłużonych. Zażądał tylko od Komisji Nadzoru Finansowego wymuszenie na bankach obniżenia opłat i prowizji dla klientów i stwierdził, że bankom nie powinna zostać udzielona pomoc z budżetu państwa.
W tym kontekście ważne jest też wprowadzenie euro w Polsce. Mówi o tym prof. Marian Noga - Wspólna waluta sprawiłaby, że frankowicze nie tylko nie straciliby na kredytach, ale jeszcze sporo by na tym zyskali - kwituje były członek RPP.
Niższy podatek dla przedsiębiorców
Zmniejszenie stawki podatku do 15 procent dla mikroprzedsiębiorców, którzy zatrudniają przynajmniej trzech pracowników, to postulat Andrzeja Dudy. - Pomysł sam w sobie nie jest pozbawiony sensu, bo może skłaniać przedsiębiorców do wyjścia z szarej strefy - komentuje pomysł Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek. - Z drugiej jednak strony mam wątpliwość, dotyczącą zakresu takiej obniżki. Co bowiem w przypadku, gdy firma będzie się rozrastać? Przedsiębiorcy mogą wzbraniać się przed zatrudnianiem dziesiątego i kolejnego pracownika, bo stracą przywilej niższego podatku.
Duda obiecuje też po 500 złotych na każde dziecko dla niezamożnych rodzin i tyle samo na drugie i kolejne dla tych bogatszych. To najdroższa z obietnic kandydata PiS, bo pomoc miałaby zostać przyznawana aż do osiągnięcia przez dziecko pełnoletniości.
-
Andrzej Duda nie sprecyzował jednak, co oznacza termin "zamożny", więc trudno oszacować, ile by to dokładnie kosztowało nasz budżet - mówi Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek. -
Gdyby jednak założyć, że każde dziecko otrzyma 500 złotych, niezależnie od poziomu dochodów, to ta obietnica kosztowałaby około 46 miliardów złotych. W zależności od tego, jak ustalony zostałby próg dochodowy, kwota będzie odpowiednio niższa.
Ile naprawdę może zrobić prezydent
Przy analizowaniu obietnic wyborczych Dudy i Komorowskiego trzeba jednak pamiętać o ograniczeniach, które przy stanowieniu prawa ma Prezydent RP. Prezydent może oczywiście zgłosić do parlamentu każdy projekt, kłopot w tym, że potem musi on zdobyć poparcie większości. Poglądy gospodarcze są jednak o tyle ważne, że prezydent ma przecież również prawo weta wobec ustaw, które trafiają do niego z parlamentu. I to w tym kontekście należy patrzeć na przekonania Bronisława Komorowskiego i Andrzeja Dudy.
A te, w wielu aspektach zdecydowanie się różnią, choć mają jedną wspólną cechę. - Obietnice kandydatów są rzucane nieprecyzyjnie, ciężko w nich znaleźć konkretne założenia - mówi Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, ekonomistka z Konfederacji Lewiatan. - Chciałabym, żeby kandydaci przedstawiali bardziej sprecyzowane postulaty, jak choćby te w odniesieniu do wieku emerytalnego.
- Propozycje dotyczące wieku emerytalnego, czy kwoty wolnej od podatku są w tej kampanii bardzo niestosowne - twierdzi w rozmowie z Money.pl prof. Marian Noga, ekonomista i były członek Rady Polityki Pieniężnej. - Przecież to nie są prerogatywy prezydenckie, te kwestie należą do zadań rządu i parlamentu. Co więcej, prezydent nie może przecież nie podpisać na przykład ustawy budżetowej. Pomijam już fakt, że koszt tych obietnic tak wydrenuje budżet, że Polski najzwyczajniej w świecie na to nie stać.
Pomysł na znalezienie pieniędzy ma z kolei prof. Konrad Raczkowski z Instytutu Ekonomicznego Społecznej Akademii Nauk. - Luka podatkowa w Polsce wynosi około 148 miliardów złotych. Wystarczy zlikwidować ją choćby w połowie i pieniądze na obietnice się znajdą - wskazuje w rozmowie z Money.pl i zapytany o sposób na ich odzyskanie proponuje zmiany w ustawie o VAT. - Jest taki pomysł, żeby podatek VAT przy transakcji kupujący wpłacał od razu na konto urzędu skarbowego, a sprzedawca otrzymywał "gołą" kwotę netto. Pozwoli to uniknąć nadużyć, których w przypadku VAT jest w Polsce, ale również w innych krajach UE, mnóstwo.
Źródło: Money.pl Sp. z o.o.