Wiele miast (12)

DOM

Agnieszka Gandecka
Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Sulechowie




Czasami trzeba poprosić kogoś o pomoc, myślała tak za każdym razem, ilekroć ktoś z licznych gości z zachwytem wzdychał i komplementował jej dom oraz otaczający go park. Nigdy bowiem prośba o pomoc nie zastaje bez echa; trzeba tylko uważnie nasłuchiwać odpowiedzi – ale nie uszami - nade wszystko sercem.

Reklama
Podróż do nowego domu była długa i nużąca, dodatkowo padało. Kiedy przybyła w końcu na miejsce, było już bardzo późno i ciemność utrudniała rozeznanie się w terenie. Była zmęczona, zniechęcona, a ponadto bolała ją głowa. Jechała z daleka. Ze świata bali, spotkań towarzyskich, płodnej wymiany poglądów, nowych prądów umysłowych, spotkań z wielkimi ludźmi. Teraz jej domem miała być wieś i ciemny, cichy dom, położony z daleka od śmietanki towarzyskiej i intelektualnej, pośród której się wychowywała.
                       Spać poszła głodna, bo chociaż czekała na nią kolacja, ból głowy był tak nieznośny, że marzyła tylko o łóżku. Noc miała niespokojną: najpierw ból utrudniał zaśnięcie, a kiedy już udało jej się zapaść w lekki sen, budziła się w przenikliwej ciemności, zastanawiając się, gdzie jest.
                     Rozbudziła się całkowicie nad ranem - bardziej zmęczona niż wypoczęta. Ból zelżał, ale nadal odczuwała przykre ćmienie. Leżała jeszcze w łóżku, kiedy usłyszała ptasi świergot. Idź sobie - pomyślała dziwnie rozdrażniona. Kwilenie nie ustawało, a wręcz wzmagało się: ptak śpiewał głośno, radośnie i rześko. Idź sobie pomyślała znowu, tym razem wstając z łóżka. Nasunęła na stopy lekkie pantofelki, narzuciła peniuar i podeszła do okna.
                     Ptaszek znów zaśpiewał. Irracjonalnie rozgniewana, niewiele się zastanawiając, zbiegła cicho po schodach i wybiegła przed dom. Nad ranem obejście prezentowało się wcale znośnie: dom stał na końcu zadbanej alei. Wielkie drzewa zasłaniały mało przyjemny widok na wzniesienie dla kur. Z tylnej strony domu znajdował się dobrze utrzymany, kwiecisty ogród. Łączył się on z łąką, na której końcu znajdowała się mroczno zielona ścian drzew. Przez ogród przepływał potok, nadając mu wrażenia świeżości.
                    Ten zachwycający obraz psuł tylko wizerunek domu: podłużnego czworoboku z trzydziestoma oknami na fasadzie. Efektu brzydoty dodawał mu przede wszystkim ogromny dach, pomalowany szpetną, pomarańczowożółtą farbą.
                    Ptaszek ponownie zaśpiewał. Niewiele myśląc, zdjęła ze stopy pantofelek i rzuciła w stronę małego śpiewaka. Ptaszek zakwilił głosem żywo przypominającym śmiech i odfrunął
na inne drzewo. „Ech ty” – szepnęła podbiegając do leżącego pantofelka, podnosząc go i ponownie rzucając w kierunku ptaszka. Zięba zaśmiała się i odfrunęła. Coraz bardziej rozsierdzona, ponownie podniosła bucik i rzuciła w stronę ptaszka. Nawet nie zorientowała się, ile metrów przebiegła na wschód, uparcie rzucając lewym pantofelkiem.
                    Otrzeźwiała dopiero na rozległej polanie, pośrodku której pysznił się potężny dąb. Zdumiona przystanęła i westchnęła z zachwytem. Śpiew ptaszka tym razem zabrzmiał inaczej. Zdawało się, że zięba śpiewała wolniej, tęskniej i rzewniej, jak ktoś, kto opowiada gawędę. Przymknęła więc oczy i głośno powiedziała:
- Opowiadaj zatem, mały przyjacielu, snuj swą legendę.
I ptaszek śpiewał. Prawił o ludziach, domu, jego dawnych właścicielach, zacnych gościach,
                  I ptaszek śpiewał. Prawił o ludziach, domu, jego dawnych właścicielach, zacnych gościach, smutkach i radościach, narodzinach i śmierci, drzewach, kwiatach. A ona stała i stała, jakby narodzona na nowo, cały czas w jednym pantofelku, drugi przytulając do piersi.
- Moiściewy - zakrzyknął ktoś piskliwym głosem. Zażywna jejmość, cała zgrzana i przejęta, biegła w jej stronę ze zgrozą w oczach – na Boga Wszechmogącego! – wyspała – kto to widział tak z domu się wymykać, w bieliźnie nocnej chodzić po porannej rosie! Toć my pani po całym ogrodzie szukamy!
- Bardzo pouczająca ta wyprawa była – uśmiechnęła się wzruszona autentyczną troską – wiele rzeczy się zmieniło…
- Co się zmieniło? – zapytała kobieta.
A to – szepnęła, chwytając starszą kobietę ze obie ręce – że przebudujemy ten dom! Wzniesiemy piętro, ozdobimy balkony, dodamy tarcze herbowe, dach zastąpimy attyką z naszym herbem oraz czterema wazonami w narożach. Do elewacji frontowej dostawimy czterokolumnowy portyk dorycki z balkonem. Upiększymy cieplarnię i oranżerię; będą sięgały do wysokości pierwszej kondygnacji pałacu, oszklone od strony południowej i murowane od strony północnej. Na dachu cieplarni umieścimy taras, na który prowadzić będzie wejście z jednego z pomieszczeń znajdujących się na piętrze. Nie zmienimy układu i pierwotnego przeznaczenia pomieszczeń parteru – ciągnęła z zapałem dalej - na prawo od sieni umieścimy Salę Białą, pełniącą funkcję salonu muzycznego. Będzie tam biblioteka i jadalnia, tzw. nowa kuchnia i pomieszczenia z nią związane, jak również dwa pokoje przylegające do sieni od strony wschodniej. Po lewej stronie umieścimy Pokój Błękitny, buduar, pokój narożny i łazienkę, a od ogrodu - Pokój Zielony i Pokój Szary. Na drugim piętrze reprezentacyjny przedpokój prowadzić będzie do Żółtego Gabinetu, Pokoju Zielonego i Pokoju Różanego, a do nich przylegać będą pomieszczenia północnego traktu - Zielonego Pokoju Narożnego i Pokoju Białego. Moja sypialnia będzie miała kolor żółty. Będzie usytuowana w centralnej części południowego traktu i połączona z balkonem. W zachodniej części piętra będą Salon Zielony, Salon Różany i Pokój Biały oraz Szary Pokój Narożny i Pokój Błękitny.
                     Dla służby przygotujemy dwanaście pokoi, a ponadto spiżarnię, tzw. starą kuchnię, pokój stangreta, strych oraz pomieszczenie służące do przechowywania wina.
- I co jeszcze? – zapytała słabym głosem kobiecina.
- Upiększymy park! Urządzimy go na sposób francusko-włoski, z fontannami, grotami, posągami zwierząt i nimf oraz strumykami. Nasadzimy liczne egzotyczne drzewa: choiny kanadyjskie, alarie japońskie, cypryśnik błotny, tulipanowce Miłościwa pani, brak słów – jejmość rozejrzała się dookoła – niemożnością jest… Czy jeszcze masz jakieś plan
Tak. Planuję być tu bardzo, bardzo szczęśliwa. Uchwyciła kobietę pod rękę i wolno zawróciły w stronę pałacu, gawędząc o nadchodzących zmianach.
                      W swoim pokoju na piętrze, Dorota de Talleyrand–Périgord, księżna żagańska, księżniczka kurlandzka, księżna de Dino, pani na Zatoniu, otworzyła swój dziennik i zapisała: nareszcie jestem u siebie i przenika mnie przedziwne uczucie spokoju i zadowolenia, jakbym od lat tu przebywała.

stat4u PortalPOLSKA.pl