INNE KRAJE I KONTYNENTY
Agadir – długa plaża w kształcie półksiężyca

Piaszczysta plaża w marokańskim Agadir ciągnie się aż 8 kilometrów, układa się w charakterystyczny półksiężyc i w ten sposób także przypomina o islamie. Ale tu jest bezpiecznie, ludzie są przyjaźni, sympatyczni, skorzy do pomocy zagranicznym turystom i szanują ich odrębność kulturową.
 

Na zdjęciu: Widok ze wzgórza Kasbah, pokrytego ruinami starożytnej twierdzy strzegącej portu, na pierwszym planie sektor przemysłowo-portowy, ale dla turystów nieistotny, całkowicie odseparowany od kurortu.

Reklama
Względy warsztatu dziennikarskiego nie skłaniają do osobistych wyznań, ale w tym artykule warto przyznać się autorowi, że oprócz wykonywania pracy dziennikarskiej równolegle był oficerem służb mundurowych – przez ostatnich prawie 30 lat i zajmował się m.in. problematyką antyterroryzmu. Mając takie doświadczenie zawodowe autor zaręczyć może, że władze Maroka, a najpewniej także sam król Maroka, Mahammed VI, bardzo przykładają się do zapewniania
turystom poczucia bezpieczeństwa.

Pierwsze zaskoczenie, ale pozytywne, przeżywamy, gdy po wyjściu z samolotu bacznie jesteśmy lustrowani wzrokowo przez dwóch funkcjonariuszy stojących przy wejściu do terminala lotniska. Jako były funkcjonariusz polskiej Straży Granicznej pierwszy raz się spotykam z takim przyglądaniem się kolejno każdemu turyście przylatującemu czarterowym samolotem, ale to dobrze świadczy o władzach. A przy okienku służby granicznej kolejny funkcjonariusz równie bacznie przygląda się każdemu przybyłemu i zadaje pytania, na przykład
   
zawód wykonywany. Trzeba też w pisemnym formularzu oświadczyć o celu przybycia i miejscu pobytu w Królestwie Morocco.

A potem już wakacje w Agadir nad oceanem  – hotel, baseny zaraz przy wyjściu z budynków i plaża rozciągająca się aż przez 8 kilometrów, zaledwie 200 metrów od miejsca zamieszkania w Hotelu Kenzi Europa. Niestety, w tym reportażu nie można pokazać zdjęć niezwykle czujnych funkcjonariuszy, którzy co krok stoją, ale dyskretnie ukryci, w trzyosobowych patrolach i patrzą, patrzą, patrzą…  Nie wolno ich fotografować.
 
Większość turystów ich nie zauważa, bo dyskretnie chowają się w znanych sobie punktach obserwacyjnych i turystom nie przeszkadzają, tylko moje oko, wieloletniego oficera służb mundurowych od razu wychwytuje te umiejętnie rozlokowane patrole i broń gotową do użycia w położeniu alarmowym. Turyści mogą ich nie zauważać, nie przeszkadzają, ale gdyby komuś przyszło do głowy zastanawiać się nad czymś takim, co wydarzyło się w innych krajach regionu, to łatwo się zorientuje, że w każdym miejscu byłby wzięty w dwa ognie, niechby tylko wyglądał jak nie-turysta i miałby przy sobie coś, co mogłoby zagrozić wypoczywającym.
 
A do tego w stabilnej monarchii służby specjalne na pewno silnie kontrolują środowiska, oj, znamy to z czasów PRL, gdy o wolności politycznej nie było mowy, ale z drugiej strony terroryzm w takim autorytarnym państwie nie grozi. Z punktu widzenia nas, turystów, to zaleta miejscowego stylu sprawowania władzy państwowej.


    No i wystarczy na ten temat, bo zagrożenia w Maroku nie ma, a tylko doświadczenie zawodowe autora tego reportażu, wieloletniego oficera służb mundurowych wpływa na zauważanie sprawności tutejszych służb bezpieczeństwa. Bo na promenadzie ciągnącej się wzdłuż półksiężycowej plaży panuje pełna beztroska wakacyjna – knajpki i restauracje, masaże i wszechobecne panie oferujące tatuaże, którymi ozdabiają się zwłaszcza dzieci i
dziewczyny będące na etapie poszukiwania męża, a niektóre turystki, o już ustabilizowanej sytuacji życiowej także chcą tatuażem, tylko nieszkodliwie malowanym na skórze, przypomnieć sobie lata młodzieńcze. Handlarze z posiłkami, parasolami i okularami przeciwsłonecznymi i innymi drobiazgami plażowymi uczynnie oferują swoje towary i dopytują się: English?  Ruski? Poland? Polska? Wystarczy po polsku się odezwać, a już wyciągaja z pamięci pojedyncze polskie słowa: "za darmo", "obejrzyj", "kupuj tanio", prześcigają się z przyjaznymi propozycjami zakupów i zaproszeniami do wejścia do restauracji i zaraz się okazuje, że mają krewnych w Warszawie lub Krakowie, a to syna ożenionego z Polką, a to „kuzyn”, „kuzyn” powtarzają i przyjaźnie ściskają ręce Polakom i zapraszają do swoich sklepów i restauracji.
 
Miejscowi są uczynni aż do przesady, tak nakazuje islam, zwłaszcza w okresie miesiąca święta ramadan. Gdy rozglądasz się niepewnie w poszukiwaniu bankomatu, to od razu znajdzie się kilka osób, aby cię do niego zaprowadzić. Wieczorem stanęliśmy przy parku wokół rezydencji królewskiej w Agadir, obserwowani przez strzegących posiadłości funkcjonariuszy i wystarczy, że przyglądamy się planowi miasta trzymanemu w rękach, a już zatrzymał się przejeżdżający samochód, nawet wykonał całkowicie nieprzepisowy manewr cofania się o kilkanaście metrów,

aby kierowca mógł przyjaźnie krzyknąć do turystów, czy nie potrzebują pomocy, czy nie zabłądzili.

W islamie alkoholu nie można pić i oczywiście miejscowi stosują się do tego ograniczenia, ale na skłonności turystów uwagi nie zwracają, to wasza sprawa. Kobiety chodzą po ulicach różnie ubrane – jedne w tradycyjnych ubiorach stosownych do wyznawanej wiary, inne tylko symbolicznie noszą chusty, a zagraniczne turystki ubierają się, jak chcą.
   

Klimat – zaskakująco dobry, bo mimo silnego afrykańskiego słońca nie odczuwa się upału, ale tylko w Agadir, bo miasto leży nad oceanem Atlantyckim i znad bezkresu oceanu chłodny wiatr sprawia, że my, Polacy, czujemy się jak na polskich wakacjach. Bez problemu znosimy słońce, ale to jest zdradliwe, trzeba jednak chronić skórę i oczy w godzinach najsilniejszego nasłonecznienia, bo upału nie odczuwamy, ale słońce przypala skórę.
 
Ale uwaga, tak przyjazny klimat panuje tylko w Agadir, bo gdy zapuścimy się 200 km w głąb Maroka, na wycieczkę do Marakeszu, to upał daje się tam we znaki, tam wiatr znad oceanu już nie chłodzi. Temperatury ponad 40 stopni Celsjusza są tam codziennością. Z ulgą uczestnicy wycieczki wracają do umiarkowanych temperatur w Agadir.



Plaża w Agadir w godzinach przedpołudniowych - z charakterystycznym lekkim zamgleniem, ale zbawiennym dla nas, przyzwyczajonych do polskiego klimatu, jednak woda w oceanie to pełnia szczęścia. Nagrzana słońcem, z łagodnymi falami, z charakterystycznym, morskim zapachem piany tworzącej się na falach i bezpiecznie płytkim, rozległym obszarem kąpieli.
 

To samo wzgórze Kasbah, w porze popołudnowej, po ustąpieniu porannej mgły. Na zboczu tego dominującego nad miastem wzgórzxa wyłożony jest białymi kamieniami i podświetlany w nocy słynny napis po arabsku: Bóg, Król, Ojczyzna.
    Na zdjęciach widoczne są pustki na plażach, ale to tylko chwilowa sytuacja, spowodowana tym, że akurat trafiliśmy na miesiąc ramadan, święta islamskiego, wymagającego od wyznawców umartwiania się, powstrzymywania się od spożywania posiłków i picia wody do zmroku i od innych przyjemności, jak plażowanie.

Tylko dlatego plaże były pustawe, natomiast w sierpniu na tej samej plaży będzie sporo innych wypoczywających – miejscowych i przyjezdnych - Francuzów, Anglików, Rosjan, ale także wielu Polaków. W pełni sezonu na tej plaży bywa tłoczno.

Ale Hotel Kenzi Europa, jak wiele innych zapewnia plażowe parasole i ich obsługę w sektorze plaży przeznaczonym dla gości hotelowych, znakomite miejsce na plaży jest więc absolutnie zapewnione. Warunki zakwaterowania zaskakująco dobre, hotel na wysokim poziomie, a wyżywienie all inclusive znakomite, do wyboru zarówno miejscowe potrawy, tradycyjnej kuchni marokańskiej, jak i dobrze znane Europejczykom potrawy do wyboru, co kto lubi.
 
Ten artykuł, wbrew pozorom nie jest sponsorowany, nie jest redagowany na zamówienie, ale jest zapisem osobistych obserwacji autora korzystającego z usługi Biura Podróży ITAKA. Brawo, wakacje perfekcyjnie są organizowane przez to biuro turystyczne.
 
Natomiast ostrzec trzeba zainteresowanych przed łączeniem się z Internetem podczas przebywania za granicą. Mieliśmy ze sobą dwa telefony komórkowe, a w jednym z nich coś nie było wyłączone i przez to po powrocie do kraju okazało się, że PLAY bezlitośnie naliczył kilkaset złotych za połączenia internetowe w jednym z tych telefonów - i tylko w jednym, bo w drugim tej samej sieci tych naliczeń nie ma. Coś było źle ustawione w telefonie, ale kto wie, co. A zatem lepiej telefon wyłączyć i zostawić w domu. Po co penetrować Internet z własnego telefonu, skoro w Hotelu Kenzi Europa są w każdym pokoju telewizory z programami BBC i innymi, także program TV Polonia jest odbierany.
 
A w pomieszczeniu przy recepcji Hotel Kenzi Europa jest do dyspozycji gości Centrum Biznesowe – komputery z łączami internetowymi, z których można doglądać swojej firmy zostawionej na chwilę bez opieki w Polsce.
 
Marek Jarosiński,
emerytowany oficer Straży Granicznej
 
Zdj. B. Jarosiński

stat4u PortalPOLSKA.pl