Wiele miast (374)
Czy Brytyjczycy wykopią nas z raju?

Po 10 polskich latach w Unii Europejskiej rysują się nam dwa scenariusze. Pierwszy: wielu z nas zestarzeje się na emigracji i nigdy więcej nie powróci już do ojczyzny. A to, dlatego, że w Polsce wciąż nie da się żyć na przyzwoitym poziomie i nie zanosi się wcale, że, w ciągu kilku najbliższych dekad, stary kraj przepoczwarzy się nagle w Eldorado. Drugi: mimo wszystko jednak wrócimy. Ale dużo wcześniej niż zamierzaliśmy, wbrew własnej woli i wręcz wykopani z raju. A to za sprawą rosnących, silnie niechętnych imigrantom, nastrojów na Wyspach. A taki tłumny powrót potencjalnie bezrobotnych pogrąży już Polskę zupełnie

Reklama
Szybkie pożyczki dla Ciebie - SPRAWDŹ!

I tych, co wrócili też. Radośnie zachłyśnięci świadomością posiadania jakiejś tam pracy i faktem, że mogą sobie pozwolić na trochę więcej niż ich rówieśnicy w
Polsce, polscy imigranci niekoniecznie kultywują uczucia nostalgii za ojczyną i chęć powrotu. Są młodzi i dobrze przędą, więc nie ma się, czemu dziwić. Ale może się okazać, że po iluś tam latach zatęsknią za miejscami znanymi z lat szczenięctwa i młodości. I kiedy zaczną poważnie rozważać „come back” to może się okazać, że będzie już za późno. Bo obrośnięci pajęczyną spraw, przyzwyczajeń i przykuci do miejsc pracy nie będą już tak odważni jak kiedyś, by zaczynać znowu wszystko od zera. Jeśli, ktoś przebywa w Wielkiej Brytanii pięć czy dziesięć lat to z pewnością nie raz zastanawiał się czy nie wrócić do kraju. To, co decyduje o tym, że większość Polaków chce zostać w Wielkiej Brytanii, to przede wszystkim względy ekonomiczne. Tu sprawa jest jasna. Poza tym, przebywanie poza granicami kraju tak długo, powoduje, że więzi z kolegami czy przyjaciółmi staja się znacznie słabsze. Zaczynają nas dzielić przeżyte doświadczenia. Inne wydarzenia miały miejsce w Polsce, inne w UK. Nawet na te same wydarzenia nie tylko spojrzenie może być różne, ale także rożne mogą być emocje z nimi związane. Nie bez znaczenia jest także i to, że ludzie zakładają tutaj rodziny, rodzą się dzieci. Decyzja o powrocie staje się, siłą rzeczy, decyzją wpływającą na życie kilku osób. I jasnym jest, że jest trudniejsza do podjęcia. W końcu zaś pojawia się pytanie czy przebywając w Wielkiej Brytanii przez 10 lat, będę w stanie odnaleźć się w polskiej rzeczywistości społecznej, w której państwo działa przeciwko obywatelowi.
 

 
Myślę, że to są główne czynniki, z powodu których ludzie pozostają na Wyspach - mówi Wojciech Nowak, fotograf i redaktor naczelny bristolskiego portaluInformacje24.co.uk. - Minęło 10 lat i tłumy ludzi wyjechały z Polski. A bolesne bezrobocie cały czas daje znać o sobie w ojczyźnie i nie spada nawet w okresie prac sezonowych! Jak to, więc jest, że mimo znaczącego ubytku kadr wciąż nie można znaleźć miejsc pracy dla tych, co zostali? – pyta polski imigrant z Bristolu z dziesięcioletnim stażem na Wyspach. - Czemu, rok w rok, więcej ludzi wyjeżdża z Polski aniżeli do niej wraca? I czemu część z tych, którzy wrócili, decyduje się na ponowną emigrację? Media, co pewien czas, donoszą o radosnych powrotach rodaków do macierzy i relacjonują polityczne, akcje propagandowe typu „Polacy wracajcie do Polski”- ale, koniec końców, bilans jest ten sam: tysiące Polaków rozsianych jest po całej Europie. - Ci, którzy tłumnie umknęli na zachód to relatywnie tania i niewykwalifikowana siła robocza. Bo tego potrzeba było np. Wielkiej Brytanii, kiedy otwierała dla nas swój rynek pracy. Włodarze na Wyspach nie robili niczego, z przyczyn miłosnych i dlatego, że nas tylko kochali i chcieli nam zrobić dobrze. W grę wchodziły przyczyny ekonomiczne. Ot, był brak rąk do pracy to wpuścili. A ponieważ nadeszła recesja, to rządy państw unijnych, jak np. Wielkiej Brytanii, szukają kozłów ofiarnych i chłopców do bicia. Czyli Polaków. Jak był niedobór to łataliśmy dziury kadrowe na rynku pracy – jak jest większe bezrobocie to, oczywiście, my jesteśmy winni!!
 

 
W świetle niedawnych, brytyjskich wyników wyborów do Parlamentu Europejskiego polscy imigranci powinni pokusić się o daleko idące wnioski. Bo już niedługo mogą się zacząć dla nas schody. Ograniczanie świadczeń socjalnych dla imigrantów to już fakt. Były premier Polski i wszystkich Polaków Donald Tusk ochoczo poparł takie działania i ich eskalację, w czasie prywatnej rozmowy telefonicznej z Davidem Cameronem. Cameron, z wdzięczności zaś, poparł dyspozycyjnego Tuska i ten, na grzbietach polskiej imigracji, wspiął się na fotel "prezydenta" Unii. Propozycje deportacji bezrobotnych z Unii, którym w ciągu pół roku nie udało się znaleźć pracy w UK, brzmią wysoce niepokojąco. A przecież to dopiero początek. To echa wygranej UKIP w wyborach europejskich i delikatna przygrywka partii rządzącej przed wyborami parlamentarnymi. Wychodzi na to, że rdzenni obywatele Wielkiej Brytanii, po latach peanów na cześć pracowitych Polaków dopiero teraz, nagle dostrzegli w nich źródło problemu. A wraz ze społeczeństwem dostrzegli to politycy. Następne ruchy rządzących mogą jeszcze silniej uderzać w imigrantów. Galopując na koniu fantazji załóżmy taki scenariusz: Wielka Brytania oleje jednak „gigantyczny sukces Polski” w Europie czyli lukratywną posadę Tuska i wystąpi z Unii Europejskiej. A w życie wejdą przepisy, w imię, których, deportacja będzie grozić każdemu, kto nie posiada obywatelstwa brytyjskiego a mieszka już wystarczająco długo w Wielkiej Brytanii by takie obywatelstwo uzyskać. Jednocześnie drakońsko zaostrzone zostaną zasady przyznawania brytyjskiego paszportu. Relatywnie prosty test „Life in the UK” może się nagle zmienić w bardzo trudny, obwarowany wieloma formalnościami, egzamin. Dla wielu z nas taki test stanie się zaporą nie do przejścia. I jeśli jeszcze doda się warunek: po dwukrotnym oblaniu egzaminu kandydat na brytyjskiego obywatela będzie musiał spakować walizki i wrócić tam skąd przyjechał, to czystka stanie się faktem. Przy okazji, władze świetnie będą wiedziały gdzie i jak znaleźć kandydatów do odstrzału, bo przecież oni sami, tłumnie będą się zgłaszać do urzędów, rejestrować na egzaminy i podawać swoje dane. Od zeszłego roku warunkiem przyznania brytyjskiego obywatelstwa jest też zaliczenie sprawdzianu językowego. Póki, co jest to, na razie, tylko luźna rozmowa z egzaminatorem, ale nikt przecież nie zaręczy, że w ramach zmiany kursu wobec imigracji, test ten nie zamieni się nagle w szczegółowy i trudny egzamin z gramatyki angielskiej. A to daje znowu szerokie pole do popisu dla brytyjskiego rządu, który zgodnie z wolą ludu, urządzi krwawe igrzyska. Fikcja? A może niekoniecznie?

Piotr Kuropiej www.PiotrKuropiej.pl
stat4u PortalPOLSKA.pl